TomKal foto

Pierwszy kontakt z pelikanami australijskimi nie należał do udanych. Jeszcze w buszu na przepływającej rzece chyba za szybko wyszliśmy z zakola rzeki. Zaobserwowaliśmy jedynie z oddali ich odlot. Drugie spotkanie zaowocowało powstaniem prezentowanych zdjęć. Tym razem zauważyliśmy je z oddali pośrodku rzeki, przejeżdżając mostem, który w porze obfitych opadów może znajdować się 8 metrów pod wodą. Wówczas większość  przepraw w buszu przez małe prowizoryczne mosty jest niemożliwa i drogi są po prostu nieprzejezdne. Zatrzymaliśmy samochód zaraz za mostem po prawej stronie i pod osłoną przybrzeżnej roślinności przeszliśmy kilkaset metrów brzegiem, zmniejszając odległość pomiędzy nami a pelikanami. Udało się wykonać kilka zdjęć, ciągle zmniejszając odległość. Pelikany były już świadome naszej obecności, ale nie poderwały się do lotu, a jedynie powoli odpływały. Ostatecznie, jak w przypadku większości sesji, postanowiły zmienić miejsce swojego żerowania. Podobno w Sydney można je sfotografować, gdy liczą na łatwy darmowy posiłek od przypływających z morza rybaków. Niestety brak czasu nie pozwolił mi na ich obserwowanie w takiej sytuacji. Trzecie spotkanie z pelikanami nie dawało szansy na ciekawe zdjęcia. Wprawdzie po stronie pelikanów nie było przeciwwskazań, bo wygrzewały się na betonowej konstrukcji, ale i odległość i silne południowe światło nie dawały szansy na ciekawe zdjęcia. Pelikany australijskie mogą ważyć do 10 kilogramów, a rozpiętość skrzydeł dochodzić do 2,5 metra. Tak, więc są dość spore, ale najciekawiej wyglądają w locie. Zapraszam.